W zasadzie tytuł wszystko tłumaczy. Przynajmniej tym zorientowanym. Pozostałym należy się parę słów wyjaśnienia. Wyruszyliśmy z Tyńca planowo – rankiem 16 czerwca, 9.30. Piękny, słoneczny dzień, lekki wiaterek… wschodni, czyli wiejący w dzioby naszych żaglówek. Myśleliśmy: nic to, wyhalsujemy się bez problemu. Mamy łączność radiową pomiędzy wszystkimi żaglówkami to sobie podpowiemy trasę… Szybko zmieniliśmy zdanie: trzymając się granic szlaku żeglownego Wisły zmuszeni byliśmy do ciągłych zwrotów na wiatr. Kto próbował pociągnąć wyżej wiatru, bliżej brzegu – siadał na płyciźnie… Do tego tramwaje wodne, barki i „biała flota”: silnik ustępuje żaglowi? tylko teoretycznie, realnie pchali się swoim torem spychając nas z kursu. Wytrwale kręcąc dopłynęliśmy na obiad do barki – restauracji pod Wawelem… spóźnieni 3 godziny. Pysznie było, ale nie zabawiliśmy długo – przed nami jeszcze sporo kilometrów. I wtedy padł wiatr: narzekaliśmy na kierunek? To proszę, wyłączamy. Po lustrzanej wodzie pyrkotaliśmy powiązani w dwa „pociągi”, błogosławiąc koniki w naszych motorkach. Słoneczko zachodziło, zmrok otulał Wisłę, mijały kilometry. Na mecie – przystani Jacht Klubu Polskiego w Mogile – zameldowaliśmy się wraz z końcem widoczności. Spływ dokonany – ale jedyny taki, wyjątkowy: nigdy już nie popłyniemy pod wiatr, sponiewierani chylimy głowy z pokorą przed dystansem i rzeką. Gratulacje i wyrazy najwyższego uznania dla wszystkich uczestników, podziękowania dla wspaniałych Rodziców, którzy pomagali nam na przystaniach. I oczywiście dla głównego sponsora imprezy – Powiatu Wielickiego. Do przyszłego roku!