Pojechaliśmy z myślą: uczyć się i nawiązać kontakty z zamysłem współpracy. Jak życie zweryfikowało te zamiary? Zobaczcie!
Łaskawy los pozwolił nam spotkać wspaniałego człowieka, który ujęty naszymi zajęciami żeglarskimi na krakowskich wodach zaoferował nam… swój jacht. Nie byle jaki – bo legendarny ‘Karfi” z serii Taurusów inż. Gogołkiewicza, Hoffmana i Jaworskiego, i nie byle gdzie – bo na Wyspach Kanaryjskich. Po roku zbierania się na odwagę (gdzież nam, szuwarowcom bagrowym, mulnikom wiślanym na ocean, na 10-cio metrowy jacht?!) zapadła decyzja: Jedziemy! Absolutnie wariacka eskapada: pewny tylko przelot i zakwaterowanie na łódce, cała reszta to wielka improwizacja, rozpoznanie walką: bo chcielibyśmy bardzo posiąść nowe umiejętności i wiedzę, zdobyć nowe doświadczenia, kontakty, poznać realia „żeglarskiego raju” gdzie sezon nigdy się nie kończy – by organizować wyjazdy szkoleniowe sekcji, pokazując dzieciakom żeglarstwo morskie… Nie znalazło się wielu chętnych na wyprawę z samymi niewiadomymi: dwójka chłopców z grupy zaawansowanej pod opieką instruktora. Naszym mentorem zgodził się zostać kpt. Tomasz Rybicki. Pod jego okiem stawialiśmy pierwsze kroki na oceanie: po zaokrętowaniu się w Las Palmas (Gran Canaria) na „Kapitan II” wyruszyliśmy w swój dziewiczy rejs na sąsiednią wyspę, Fuertaventurę, gdzie w porcie Gran Tarajal czekał na nas „Karfi”. Rety! Kanaryjska norma wiatrowa to ekstremalne warunki na naszym śródlądziu. Szary, spieniony Atlantyk, fale wielkości połowy masztu cięte bajdewindem, chłoszczące sternika gorzkimi bryzgami z siłą motopompy. Halsowaliśmy się przez 37 godzin pokonując ponad 90 mil, by zasoleni jak makrele przycumować w Gran Tarajal i przenieść się na jacht, który przez najbliższe trzy tygodnie będzie naszym domem – „Karfi”. Przez kolejny tydzień pod dowództwem kpt. Rybickiego żeglowaliśmy w dzień i w nocy przy Fuertaventurze (Morro Jable, Puerto Rosario, Caleta, Corralejo) i Lanzarocie (Playa Blanca). Manewrowaliśmy na oceanie i zwiedzali egzotyczne dla nas miasteczka, po zawsze pełnym emocji cumowaniu w tłocznych marinach. Poznawaliśmy ludzi i zwyczaje, chłonęliśmy uwagi i opowieści, bo kapitan także gawędziarzem był znakomitym…Zamieszczaliśmy na facebooku Fundacji (https://www.facebook.com/Fundacja-Szansa-1797666023824493/) relacje z naszej Wielkiej Przygody, świadomi że nie oddadzą one nawet części tego, co nas otacza. Wypływaliśmy tak 168 godzin (z czego 36 powyżej 6B), przebywając 220 mil i spędzając w portach 109 godzin. Po tygodniu kapitan Rybicki opuścił nas, biorąc na pokład swojego jachtu kolejną załogę – a my na „Karfi” spędziliśmy jeszcze dwa tygodnie: codziennie wychodząc w morze, żeglując, doskonaląc się w manewrach (także na silniku i portowych!), nawigacji, obsłudze radia. Korzystając ze wspaniałych warunków szaleliśmy na windsurfingu no i oczywiście zwiedzali wyspę, nawiązując kolejne znajomości i poznając kanaryjskie realia. Zabrane z Krakowa zestawy promocyjne o Małopolsce (list intencyjny o nawiązaniu współpracy o wymianie młodzieżowej, foldery reklamujące nasz region – wszystko po hiszpańsku!) rozkolportowaliśmy wśród wakacyjnych zajęć hiszpańskiej dziatwy i urzędowo – przez ichni departament edukacji. Czekamy na odzew… Szalona eskapada okazała się pasjonującą przygodą, pełną egzotycznych smaków i zapachów, wspaniałych, życzliwych ludzi, a przede wszystkim ogromem nowej wiedzy i umiejętności. Bogaci znajomością miejsc, warunków i ludzi wróciliśmy z mocnym postanowieniem organizacji kolejnych wyjazdów i pokazania „naszego” Gran Tarajal innym kolegom z sekcji. Nasza eskapada została nagrodzona laurem Powiatu Wielickiego w kategorii ” Najlepszy rejs szkoleniowy 2018 roku”.